Choć polski futbol nie należy do światowej czołówki, także przeżywał swoje momenty chwały. Na przestrzeni ponad 100 lat zaistniało w nim wielu ludzi, dzięki którym wszyscy ludzie w Polsce mogli być dumni ze swojej piłki, drużyny czy reprezentacji. Kim były największe legendy w historii polskiego futbolu?
Edward CETNAROWSKI (1877 – 1933)
Nie byłoby w kraju futbolu bez Polskiego Związku Piłki Nożnej. Co logiczne, powstać on mógł dopiero po zakończeniu I wojny światowej, kiedy Polska zdobyła niepodległość. W dniach 20-21 grudnia 1919 roku w Warszawie odbył się 1. zjazd 31 polskich klubów piłki nożnej”, który dał początek PZPN-owi. Każdy klub miał tam swojego reprezentanta, także Cracovia. Właśnie z jej szeregów pochodził Edward Cetnarowski, pierwszy prezes organizacji, która swoją siedzibę miała pierwotnie w Krakowie.
Tadeusz SYNOWIEC (1889 – 1960)
Jedna z legend Cracovii, a także człowiek, który wyprowadził reprezentację Polski jako kapitan w jej pierwszym, historycznym meczu. Biało-czerwoni przegrali wówczas z Węgrami 0:1, a Synowiec grał w pomocy. Po zakończeniu piłkarskiej kariery był trenerem i dziennikarzem. Jako selekcjoner prowadził kadrę, a pracował także w „Przeglądzie Sportowym”, którego współzałożycielem był m.in. Edward Cetnarowski.
Józef KAŁUŻA (1896 – 1944)
Jeden z najlepszych piłkarzy XX wieku, grał w reprezentacji od jej pierwszego meczu. Legenda Cracovii. W karierze zagrał ponad 450 spotkań i zdobył podobno jeszcze więcej bramek. Z „Pasami” został mistrzem Polski i królem strzelców w 1921 roku, w pierwszych dokończonych rozgrywkach ligowych. Potem był także kapitanem związkowych, czyli w praktyce selekcjonerem kadry, która razem z nim po raz pierwszy zagrała na MŚ w 1938 roku.
Ernest WILIMOWSKI (1916 – 1997)
Nie Polak, nie Niemiec, ale Ślązak – tak określał się słynny “Ezi”, który dla jednych jest bohaterem, dla innych zdrajcą. Ten drugi przydomek wynika jednak głównie z niewiedzy i nieświadomości realiów, w jakich znajdował się w pierwszej połowie XX wieku Górny Śląsk. Z tego powodu Wilimowski nie tylko grał w reprezentacji Polski, ale też Niemiec – czy raczej III Rzeszy. Jednak grając dla biało-czerwonych “Orłów” napastnik zasłynął na mundialu w 1938, kiedy strzelił Brazylii aż 4 gole! Wielu uważa, że w kadrze Polski nigdy nie było wybitniejszego piłkarza. Legenda Ruchu Chorzów.
Kazimierz GÓRSKI (1921 – 2006)
Nazwisko trenera tysiąclecia zna w Polsce chyba każdy. Doprowadził reprezentację do słynnego sukcesu na mistrzostwach świata w RFN, kiedy zajął z nią 3. miejsce. Ale to nie wszystko, bo przecież na Igrzyskach Olimpijskich w ‘72 zdobył złoty, a w ‘76 srebrny medal. Zasłynął też z powiedzenia, że “piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Otrzymał wiele odznaczeń, a sukcesy osiągał także w greckiej piłce klubowej.
Gerard CIEŚLIK (1927 – 2013)
Określany mianem największej gwiazdy polskiej piłki futbolu powojennego przed pojawieniem się “Orłów Górskiego”. Był legendą Ruchu Chorzów, ale i w reprezentacji strzelał średnio gola na dwa mecze. Z “Niebieskimi” osiągał mnóstwo sukcesów w latach 50. Niewiele jednak brakowało, aby jego życie potoczyło się zupełnie inaczej. W 1945 jako żołnierz Wehrmachtu (jak to bywa w przypadku armii, został tam wcielony) chciał oddać się w ręce Amerykanów, ale ci oddali go Rosjanom. Cieślik stanął przed zagrożeniem wywozu do syberyjskiego łagru, ale na szczęście udało się tego uniknąć dzięki wstawiennictwu innego śląskiego piłkarza, Teodora Wieczorka.
Antoni PIECHNICZEK (1942)
Przy Górskim zawsze warto postawić nazwisko Antoniego Piechniczka. 8 lat po mundialu w 1972 Polska znów zajęła 3. miejsce na mistrzostwach, ale tym razem na ławce siedział trener urodzony w Chorzowie. Po przygodzie z reprezentacją prowadził m.in. drużyny Afryki Północnej i Zatoki Perskiej, a w latach 1996-97 wrócił nawet do polskiej kadry, choć ze znacznie gorszym skutkiem. W XXI wieku próbował “bawić” się także w politykę, co niespecjalnie mu wyszło. Obecnie mieszka na emeryturze w swoim domku w górach, w śląskiej Wiśle. Warto podkreślić, że Piechniczek zaistniał również jako piłkarz. Grał głównie w Ruchu, z którym w 1968 został mistrzem Polski.
Henryk KASPERCZAK (1946)
Można rzecz o nim, że jest sportowcem kompletnym. Ze Stalą Mielec zdobywał mistrzostwa Polski, grał w reprezentacji (znalazł się w jedenastce stulecia), zaistniał w futbolu zagranicznym zarówno jako piłkarz, a także jako – co dużo rzadsze – trener. Jako szkoleniowiec pracował głównie w miejscach francuskojęzycznych. Prowadził m.in. słynne Saint-Etienne czy kilka afrykańskich reprezentacji. Z Tunezją został drugą najlepszą drużyną Czarnego Lądu. W Polsce również osiągał sukcesy. Z Wisłą Kraków zdobył trzy mistrzostwa z rzędu. Do kolekcji brakuje mu tylko pracy jako selekcjoner biało-czerwonych.
Kazimierz DEYNA (1947 – 1989)
Niektórzy mówią o Wilimowskim, a inni jako najwybitniejszego piłkarza w historii reprezentacji Polski wymieniają Deynę. Ofensywny pomocnik czarował swoją techniką, dzięki której stał się legendą warszawskiej Legii – choć w stolicy nie chcą pamiętać o tym, że początkowo robił wszystko, aby do niej… nie trafić. Po przygodzie w Manchesterze City wyjechał grać w piłkę do USA. Zginął w wypadku samochodowym, kiedy pod wpływem alkoholu znacznie przekroczył prędkość i z impetem wjechał w tył zaparkowanej ciężarówki.
Włodzimierz LUBAŃSKI (1947)
Przez lata najlepszy strzelec reprezentacji Polski, w której osiągał bardzo dobre liczby – 48 goli w 75 występach. Legenda Górnika Zabrze, w którym grał 12 lat, zdobywając m.in. 7 tytułów mistrzowskich i 4 korony króla strzelców najwyższej ligi. Gdyby nie kontuzja i władze komunistyczne, które nie chciały go puścić na Zachód, jego kariera mogłaby być jeszcze okazalsza. Udało mu się przez chwilę pograć w belgijskim Lokeren, gdzie zdobył wicemistrzostwo kraju. W klubie tym do teraz bardzo ciepło go wspominają.
Jerzy GORGOŃ (1949)
Legenda Górnika Zabrze, która razem z Kazimierzem Górskim osiągała sukcesy w reprezentacji. W kadrze był ostoją defensywy, skałą. Słynął ze swoich warunków fizycznych, wielkiej siły i potężnego strzału z dystansu.
Grzegorz LATO (1950)
Będąc prezesem PZPN-u nie wypracował sobie renomy, ale tego, co zrobił jako piłkarz, nikt mu nie zabierze. Zdobywał sukcesy zarówno z kadrą Górskiego, jak i Piechniczka. Był kluczową postacią mistrzostw świata z 1974, kiedy został królem strzelców turnieju. Na kanwie klubowej zasłynął z gry w Stali Mielec.
Antoni SZYMANOWSKI (1951)
W cieniu ofensywnych piłkarzy znajduje się Antoni Szymanowski. Występował na pozycji bocznego obrońcy i w latach 70. dla reprezentacji zagrał 82 razy. Jeden z najlepszych defensorów w polskiej historii. Znany przede wszystkim z gry dla Wisły Kraków, choć zaliczył też dwa epizody w Gwardii Warszawa oraz kilka lat w Club Brugge. Wybrany do jedenastki stulecia PZPN.
Józef MŁYNARCZYK (1953)
Nie sposób rozstrzygnąć sporu, który bramkarz jest najlepszym w historii polskiego futbolu. Kilku na pewno walczyło o to miano, choć do jedenastki stulecia PZPN-u wybrano właśnie Młynarczyka. Nie dość, że zdobył brąz MŚ w 1982, to razem z Porto tryumfował w Pucharze Europy, będąc ważną postacią drużyny. Po zakończeniu kariery swoją wiedzą o bramkarskim fachu dzielił się z młodymi adeptami.
Władysław ŻMUDA (1954)
Żaden polski piłkarz nie zagrał na mistrzostwach świata tylu spotkań, co Żmuda. Na czterech imprezach – 1974, 1978, 1982, 1986 – obrońca ten zagrał 21 razy, co do teraz stanowi reprezentacyjny rekord Polski. Żmuda zdobył 3 mistrzostwa Polski, próbował zaistnieć we włoskiej Serie A, grał też w Stanach Zjednoczonych. Potem pracował jako trener, głównie z młodzieżą.
Zbigniew BONIEK (1956)
Gwiazda kadry na mundialu w 1982, gdzie zajęła 3. miejsce. Za komuny udało mu się wyrwać z kraju, by pograć jeszcze we Włoszech i to nie byle gdzie – w Juventusie i Romie. Dzięki temu właśnie w ‘82 roku zajął 3. miejsce w plebiscycie Złotej Piłki, w czym dopiero po latach pobił go Robert Lewandowski. Jako trener, Boniek furory nie zrobił, a dużo lepiej odnalazł się jako działacz. Przez dwie kadencje w PZPN-ie posprzątał bałagan, jaki pozostawili w nim jego poprzednicy. Gdy polski futbol zrobił się dla niego za ciasny, w 2021 roku został wiceprezydentem UEFA. W przypadku jego osoby wielokrotnie podkreśla się, że jest przyjacielem Michela Platiniego.
Michał ŻEWŁAKOW (1976)
Przez pewien czas był liderem w liczbie występów w kadrze, aż wyprzedzili go Błaszczykowski i Lewandowski. Był ostoją reprezentacyjnej obrony w trudnym dla niej okresie pierwszej dekady XXI wieku, kiedy kadra dużo częściej rozczarowywała niż dawała radość. Seniorską karierę zaczął w Polonii Warszawa, a zakończył… w Legii, po drodze grając w Belgii, Holandii i Turcji. Potem poszedł w pracę działacza i dyrektora sportowego.
Jakub BŁASZCZYKOWSKI (1985)
Drugi pod względem liczby spotkań rozegranych dla reprezentacji. W Niemczech zrobił furorę do tego stopnia, że fani z Dortmundu nagrywali o nim rapowe kawałki. Nie miał jednak zdrowia, bo przez kontuzje stracił mnóstwo spotkań. Na boisku zawsze jednak zostawiał serce i można było na niego liczyć. Do dużej piłki ruszył z Wisły Kraków i tam też zakończy karierę.
Łukasz PISZCZEK (1985)
Członek polskiego tria z Dortmundu, które rozsławiło biało-czerwony futbol w Europie. Jeden z najlepszych obrońców w historii Polski, członek jedenastki stulecia PZPN. Uznany trener Juergen Klopp nazwał go jednym z jego ulubionych piłkarzy, z którymi pracował. Legenda Borussii Dortmund, w której – jak i Błaszczykowski – zagrałby pewnie więcej razy, gdyby nie kontuzje. Po odejściu z Niemiec wrócił do rodzinnych Goczałkowic, gdzie działa w tamtejszym klubie i swojej akademii.
Robert LEWANDOWSKI (ur. 1988)
Jeszcze gra, a już jest legendą. Czy to najlepszy polski piłkarz w historii? To pewnie przez dekady będzie kwestią dyskusyjną. Faktem jednak jest, że to, co osiągnął na kanwie klubowej, w polskiej skali jest czystą wybitnością. Choć w reprezentacji zagrał najwięcej razy i zdobył najwięcej goli, nigdy nie dorówna starszym kolegom z lat 70. i 80., którzy na swoje szyje zakładali medale. To jedyna skaza w jego karierze, bo jeśli chodzi o przygodę klubową – to absolutny top. Nie każdy jest w stanie rzucić rękawicę Lionelowi Messiemu i Cristiano Ronaldo, nawet jeśli chodzi tylko o 2-3 sezony. Gdyby nie covid, „Lewy” byłby pewnie laureatem Złotej Piłki, a tak musi się zadowolić drugim miejscem w kolejnej edycji i dwukrotnym tytułem najlepszego gracza globu wg FIFA.